I ponownie jesteśmy w mieście Meksyk. Pętla się zamknęła. Na TAPO (jeden z czterech głównych dworców autobusowych stolicy Meksyku) jesteśmy po godzinie 17:00. Podróż z Veracruz zajęła nam około 7 godzin. Z dworca udajemy się metrem do hostalu, w którym spędzamy jedną noc. Jest to "Hostal Victoria DF" przy ulicy Varsovia
11. Mimo, że znajduje się w tzw. bogatej dzielnicy, nie jest on jakoś pozytywnie wyjątkowy. Wręcz przeciwnie. Panuje w nim ponura i klaustrofobiczna atmosfera. Problemem może być jego odszukanie: znajduje się w bocznej, ślepej uliczce, za bramą z domofonem.
Zbliża się czas naszego powrotu do Polski, lecz ja jeszcze nie nasyciłem się Meksykiem. Jego stolica ma dla mnie wciąż wiele do zaoferowania i na pewno będę chciał tutaj wrócić. Czy niedługo? To się okaże...
Poranek następnego dnia. Z "Hostal Victoria DF" przenosimy się do "Massiosare El Hostel" przy ulicy Revillagigedo 47 (patrz: "Miasto Meksyk, Teotihuacán - luty 2013"). I zaczynamy ponowną eksplorację stolicy Meksyku. Właściwie to ten dzień prawie w całości poświęcamy Fridzie Kahlo i Diego Riverze. Są to ciekawe i wyraziste postacie, związane dość mocno ze stołecznym miastem. Muszę powiedzieć, że trudno mi oddzielić ich przekonania polityczne od twórczości. Nie jest mi z nimi po drodze, tym bardziej, że w swoich pracach często odwoływali się do idei komunizmu. Ale nie można obok nich przejść obojętnie. Tym bardziej, że mieszkali i pracowali w bardzo interesujących miejscach i okolicznościach. Tak więc, tego dnia odwiedzamy ich dwa muzea:
- Museo Frida Kahlo (tzw. "Niebieski Dom") przy ulicy Londres 247. Wstęp: 5,70 USD (fotografowanie 4,60 USD). Bogato wyposażone zbiory. Jej obrazy i przedmioty codziennego użytku. To tutaj gościł przez pewien czas Lew Trocki.
- Museo Casa Estudio Diego Rivera y Frida Kahlo przy ulicy Diego Rivera 2. Wstęp: 0,90 USD (fotografowanie 2,30 USD). Są to dwa domy zbudowane w stylu modernistycznym. Jeden należał do Diego, drugi do Fridy. Mają ciekawe rozwiązania architektoniczne, ale nie powalają zbiorami.
Oba muzea znajdują się w ciekawych okolicach, więc zrobiliśmy sobie pomiędzy nimi inspirujący spacer.
Dzień kończymy na turnieju Lucha Libre. Jest to meksykański odpowiednik amerykańskiego Wrestlingu - zapasów w "teatralnej" oprawie. Panowie w maskach rzucają się po ringu jak ziemniaki w betoniarce. Nikomu nie dzieje się krzywda, ale niektóre akcje są spektakularnie karkołomne. Widzowie są wniebowzięci i na widowni panuje szaleństwo. Mi najbardziej podobały się karły.
Niestety, nie mam zdjęć z tej imprezy. Aparat musiałem zdać do depozytu. Okazało się, że nie można robić fotografii podczas tego typu imprez. Nawet małym kompaktowym aparatem. Ale... Ja ze swoim za bardzo się afiszowałem przy wejściu. Gdybym wyciągnął go dopiero na widowni, to miałbym fajną fotorelację. Cóż, może następnym razem.
Museo Frida Kahlo (tzw. "Niebieski Dom") - kolekcje i wyposażenie...