We Florencji (Firenze) jesteśmy w okolicach godziny 22:00. Z autobusu wysiadamy na piazzale Montelungo - tam swój przystanek ma Megabus. Robimy wieczorny spacer z bagażami po centrum miasta i zatrzymujemy się na via Girolamo Benivieni. Mieszkamy na tej ulicy u naszych florenckich przyjaciół przez kilka następnych dni.
Stolica Toskanii wita nas upałem. Około południa wychodzimy na miasto... Gdy docieramy do centrum, rzeczywistość staje się rozczarowaniem. Ja wiem, że ten świat rządzi się pewnymi prawami, ale nie sądziłem, że mogą one przyjąć aż tak żenującą formę. Turyści tutaj to tylko i wyłącznie maszynka do robienia pieniędzy. Zgoda. Tak zazwyczaj bywa. Ale chodzi o sposób w jaki się to robi. Ostatni raz czułem się tak w Egipcie. Są kasy, są atrakcje i tyle. Reszta to bitwa o
przetrwanie w zupie międzynarodowych tłumów, wiekowych budynków,
zapadających się brukowanych ulic, wąskich chodników i pędzących
aut... Kult samochodu jest tu wszechobecny. Pieszy to ruchomy cel, a
pojazdy wjeżdżają prawie do katedry Santa Maria del Fiore.
Pół
dnia spędzamy na staniu w kolejkach i chodzeniu po schodach. Jak w grze komputerowej - zdobywamy kolejne lokacje. Natomiast w rzeczywistości zaliczamy wspomnianą wcześniej katedrę: kościół, kopuła,
dzwonnica, baptysterium... Tak mija nam dzień. Na zaliczaniu.
Florencja. Piazza del Duomo. Katedra Santa Maria del Fiore została ukończona w okolicach roku 1436. Jej największym problemem konstrukcyjnym była kopuła. By go rozwiązać ogłoszono konkurs. Rywalizację wygrał Filippo Brunelleschi, który dzięki swoim pracom stał się pionierem renesansowej architektury.