Trzy i pół godziny - tyle trwa nasza podróż z Florencji do Rzymu. Megabus trzyma się swoich czasów, więc
plotki o niepunktualnych włoskich autobusach na razie się nie
sprawdzają. W stolicy Włoch jesteśmy w okolicach 18:30. Trasę kończymy na dworcu "Roma Tiburtina" (piazzale Mazzoni).
Rzymskie noce spędzamy w "La Cornice B&B" (via Aurelia 465). To taki mały pensjonat zrobiony z apartamentu w kilkupiętrowym budynku. Przyjemne
miejsce prowadzone przez sympatyczną panią. W okolicy jest wiele sklepów, barów i kawiarni oraz stacja metra "Cornelia". Mankamentem tego miejsca jest ogromny hałas ruchu ulicznego. Trwa on przez całą dobę, więc spanie przy otwartym oknie jest wyjątkowo nieprzyjemne.
Zaczynamy zdobywać Rzym (Roma). Wskakujemy do metra i po chwili jesteśmy na placu św. Piotra. Oto Watykan (Città del Vaticano) - najmniejsze państwo świata. W kolejce do Bazyliki Świętego Piotra stoimy ponad godzinę. Robimy dokładnie 360 stopni wokół
placu i po kontroli bezpieczeństwa wchodzimy do środka. Kościół
wewnątrz robi duże wrażenie, ale po świątyniach w Bolonii i Florencji popadamy w lekką monotonię odbioru. Cokolwiek to znaczy... Fakt, czuć tu jakiś mistycyzm, ale jest on zadeptywany przez tłumy zwiedzających. Ciężko o zadumę, kiedy ktoś obok ciebie robi sobie na kijku "selfie".
Muzea Watykańskie zwiedzamy w biegu (oczywiście wcześniej stojąc do nich w długiej kolejce). Główną
atrakcją tych "zawodów" jest Kaplica Sykstyńska. Legiony oglądaczy pędzą przez kolorowe sale w gonitwie pozbawionej jakiejkolwiek refleksji. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale na pewno większości. W Kaplicy Sykstyńskiej obowiązuje
zachowanie należne świętemu miejscu: cisza, odpowiedni ubiór, brak zdjęć... Ale to tylko regulamin. Stłoczeni w świątynnej przestrzeni ludzie coraz
głośniej szepczą. Nagle przez mikrofon w ogłuszający sposób są uspokajani. Nerwy obsługi
wiją się pomiędzy oglądającymi i co jakiś czas dochodzi do
wybuchu. Odnoszę nieodparte wrażenie, że to miejsce już dawno straciło swoją świętość.