Długa i niewygodna droga z Wrocławia wiedzie nas do stolicy Węgier. PolskiBus nie należy do komfortowych przewoźników. I potwierdza to ta ponad 10-godzinna podróż między innymi przez słowackie bezdroża. Zaczynamy nasze przesilenie zimowe w Budapeszcie od gorącej kawy. Patrzę sennym wzrokiem na Baross tér jak dworzec kolejowy "Budapest Keleti" powoli wypełnia się podróżnymi.
Znikamy w starej żydowskiej dzielnicy. Zamknięte lokale i znudzeni międzynarodowi turyści. Synagogi i odrapane kamienice. Tak przechodzimy do centralnej części miasta Lipótváros. Bożonarodzeniowy jarmark kusi zapachami. Na Október 6. utca przez przypadek trafiamy do małego baru "Kisharang Étkezde" i dzięki temu próbujemy tradycyjne węgierskie jedzenie. Jest dobrze. Obiad popity pálinką zaczyna być właściwie trawiony.
Obchodzimy budynek parlamentu. Monumentalnie piękny i idealnie usytuowany w przestrzeni. A my zaczynamy być przytłaczająco zmęczeni. Chwilę spędzamy nad Dunajem i przechodząc przez Szabadság tér kierujemy się do naszego hotelu.
"Baross City Hotel" przy Baross tér jest naszym węgierskim domem przez trzy dni. Przyjemne miejsce z idealną lokalizacją. Duży i cichy pokój chroni nas przed zimnem. A całość dopełnia kompetentna obsługa i dobre śniadanie. Codziennie rano patrzymy jak chaotyczne ścieżki podróżnych znikają w podziemiach metra i na dworcu kolejowym "Budapest Keleti".
Podziemne okolice stacji metra.
Wielka Synagoga przy Dohány utca.
Przed bazyliką św. Stefana na Szent István tér odbywa się jarmark bożonarodzeniowy.
Muzeum Etnograficzne na Kossuth Lajos tér.
"Buty na brzegu Dunaju" - pomnik upamiętniający ofiary rozstrzelane nad brzegiem Dunaju przez
strzałokrzyżowców. Znajduje się nieopodal budynku węgierskiego parlamentu.
Niedzielny poranek zaczynamy od starego miasta w Budzie. Mimo słońca jest chłodno. Szczególnie gdy zawieje wiatr. Specyficzne zwiedza się w taki czas. Otacza nas głównie międzynarodowe towarzystwo. Węgrów spotykamy zazwyczaj tylko w sklepach oraz w komunikacji miejskiej i jej okolicach. Więc wiele o tym narodzie nie mogę napisać.
Na pewno trzeba wspomnieć o wielu bezdomnych śpiących w charakterystycznych miejscach miasta. Przytłaczający widok, pokazujący bezsilność społeczną państwa. Osobiście drażni mnie taka ostentacja obu stron. Władze udają, że nie widzą problemu, a druga strona w każdy możliwy sposób pokazuje swoją obecność.
Zniszczony człowiek z kolorową głową pyta się mnie czy go nie wspomogę. A ja zastanawiam się skąd miał pieniądze na farbę do włosów. I czy to w jego sytuacji jest takie istotne. W obu przypadkach odpowiedź brzmi: NIE.
A co mi się najbardziej skojarzyło z Polską? Specyfika miejskich szaletów i babcie klozetowe. Ten sam sposób bycia i wygląd. Właściwie mogłem mówić do nich po polsku. Efekt i tak byłby identyczny.
A co mi się najbardziej skojarzyło z Polską? Specyfika miejskich szaletów i babcie klozetowe. Ten sam sposób bycia i wygląd. Właściwie mogłem mówić do nich po polsku. Efekt i tak byłby identyczny.
Film Nimróda Antala "Kontrolerzy" idealnie oddaje klimat budapesztańskiego metra. Chociaż myślę, że to samo można powiedzieć o każdej miejskiej podziemnej kolei na świecie. Co wyróżnia metro stolicy Węgier? Kontrolerzy. Tych z filmu nie mieliśmy okazji spotkać. Ale ci stojący przed zjazdem do każdej stacji świetnie oddają tę atmosferę. Mało urodziwi z ponurymi minami krótkim skinieniem zezwalają ci na wejście do ich świata. Tam, w pokornym milczeniu, gdzie każdy jest dla siebie obcy, oczekujesz chwili, która sprawi, że zaczniesz zmieniać swoje położenie względem życia toczącego się na powierzchni. Świst pociągu na chwilę przerywa ciszę, lecz za moment usypiają cię głuche dźwięki jego wnętrza. A potem u celu podróży, wśród szumu ruchomych schodów, wychodzisz do nowej rzeczywistości.
Ze starego miasta w Budzie oglądamy panoramę Pesztu. Przechodzimy przez tereny zamkowe i za pomocą komunikacji miejskiej udajemy się na obiadokolację. "Mazel Tov" w dawnej dzielnicy żydowskiej Erzsébetváros raczy nas wigilijnym falafelem. W ciekawych wnętrzach i w międzynarodowym towarzystwie przyjemnie upływa nam czas. Posiłek również się do tego dokłada.
Po cichu liczyłem na degustację węgierskich kraftowych piw. Lecz z powodu świąt nie mamy okazji tego doświadczyć. Wszystkie upatrzone przeze mnie lokale są w tym okresie zamknięte.
Wieczór spędzamy nad brzegiem Dunaju, patrząc na nocne wizualizacje Budapesztu. Jesteśmy tutaj między innymi zagubionymi w poszukiwaniu ciepła i wrażeń. A bajkowe podświetlenia świata barwią nasze zmysły.
Po cichu liczyłem na degustację węgierskich kraftowych piw. Lecz z powodu świąt nie mamy okazji tego doświadczyć. Wszystkie upatrzone przeze mnie lokale są w tym okresie zamknięte.
Wieczór spędzamy nad brzegiem Dunaju, patrząc na nocne wizualizacje Budapesztu. Jesteśmy tutaj między innymi zagubionymi w poszukiwaniu ciepła i wrażeń. A bajkowe podświetlenia świata barwią nasze zmysły.
Dworzec kolejowy "Budapest Keleti" na Baross tér.
Baross tér.
Buda. Dzielnica Várkerület...
Baszta Rybacka przy Szentháromság tér.
Budapeszt. Panoramy...
Pomnik św. Stefana przy Szentháromság tér.
Kolumna Trójcy Świętej i kościół Macieja na Szentháromság tér.
Budynek parlamentu stoi między Dunajem a Kossuth Lajos tér.
Most Łańcuchowy.
Zamek Królewski i pomnik Eugeniusza Sabaudzkiego na Wzgórzu Zamkowym.
Clark Ádám tér.
Most Łańcuchowy.
Budynek parlamentu.
Metro.
Wagon metra.
Budynek parlamentu.
Most Łańcuchowy...
Zamek Królewski.
Budzi nas ostre słońce. Na ulicach i placach pojawia się duży ludzki ruch. A parki wyglądają jak latem. Wszyscy łapią ciepłe promienie, zanurzeni w świątecznej atmosferze. Góra Gellérta jest dziś jak wieża Babel. Słychać tu wszystkie języki świata. Panorama Budapesztu zniewala nasze oczy. Jest pięknie mimo zimowej roślinności.
Najstarsza linia metra kontynentalnej Europy M1 została otwarta w 1896 roku na tysiąclecie państwa węgierskiego. Tę rocznicę obchodzono wówczas bardzo hucznie. To były złote lata miasta. Podróż tą linią to wyjątkowo interesujące doświadczenie. Zatrzymany czas na przełomie wieków. Klimatyczne stacje w starym stylu. Szyldy i tablice. Wagony nie są aż tak wiekowe, ale też mają swoje lata. Gdy wychodzę na peron mam wrażenie, że zaraz zobaczę osoby z tamtych lat. Postacie utrwalone na taśmie filmowej z początków kinematografii.
Najstarsza linia metra kontynentalnej Europy M1 została otwarta w 1896 roku na tysiąclecie państwa węgierskiego. Tę rocznicę obchodzono wówczas bardzo hucznie. To były złote lata miasta. Podróż tą linią to wyjątkowo interesujące doświadczenie. Zatrzymany czas na przełomie wieków. Klimatyczne stacje w starym stylu. Szyldy i tablice. Wagony nie są aż tak wiekowe, ale też mają swoje lata. Gdy wychodzę na peron mam wrażenie, że zaraz zobaczę osoby z tamtych lat. Postacie utrwalone na taśmie filmowej z początków kinematografii.
Andrássy út pod którą biegnie linia metra M1, to długa na ponad 2 kilometry prosta jak strzała aleja. Wyjątkowo reprezentacyjna, lecz w zimowych barwach nie prezentuje się aż tak atrakcyjne. Szare drzewa powodują ponurość natury. I nawet słońce nie pomaga, bo jego ostrość uwydatnia nijakość.
Węgierska kuchnia ma wiele dobrego do zaoferowania. Próbujemy różnych rzeczy i zazwyczaj do nas trafiają. Naszą świąteczną przygodę z Budapesztem kończymy na kulinariach jarmarkowych. Może nie są to jakieś wykwintne produkty, ale trochę nie mamy wyjścia. Większość lokali tego dnia jest zamknięta. Przynajmniej o porze, która nas interesuje. Wszystkie złe rzeczy, które zjemy, zostaną wypalone przez pálinkę i Unicum. Te węgierskie mocne alkohole leżą w naszych plecakach i czekają na swój czas. A tymczasem nocną porą zbliżamy się do Wrocławia. Jeszcze tylko kilka godzin...
Stacja metra...
Most Wolności.
Pomnik Wolności na Górze Gellérta.
Zamek Królewski.
Linia metra M1...
Pomnik Tysiąclecia na Hősök tere.
Zamek Vajdahunyad w Parku Miejskim (Városliget).
Jarmark bożonarodzeniowy na Szent István tér.
Restauracja i bar "Mazel Tov" przy Akácfa utca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytelniku, Twój komentarz zostanie dodany po zatwierdzeniu.