Ateny witają nas rozleniwiającym ciepłem i niewyspaniem, ale mocna grecka kawa daje nam energię i dzięki niej wchodzimy na Akropol. Sam płaski szczyt wzgórza nie ma klimatu. Jest zadeptany i obłożony maszynami budowlanymi. Znaczenie lepiej prezentuje się z odległości. Taka majestatyczna skalna bryła wynurzająca się wśród budynków centrum miasta, na którą wędrując myślami można patrzeć godzinami.
Wracając do rzeczywistości wchodzimy na ateńskie ulice, gdzie wśród gęstej betonowej zabudowy mijamy magicznie wyrastające pomarańczowe drzewa. Ich pozytywna moc sprawia, że zanika zapach brudnego miasta.
I schodzimy głębiej... Metro w stołecznej aglomeracji funkcjonuje dobrze, aczkolwiek bywa powolne. Trasa z Aten do portowego miasta Pireus wiedzie przez mieszkalne osiedla, które przez okno wagonu wyglądają jak slumsy. Taki widok doświadczamy na linii numer 1. Sam Pireus jest typowym miastem portowym. Dość ruchliwym i żywym. Gęsta zabudowa nie wyróżnia się niczym szczególnym. A nad morzem bogate jachty sąsiadują z obskurnymi plażami.
Ateny bez swojej historii byłyby miastem nijakim. To starożytność stworzyła to miasto i Narodowe Muzeum Archeologiczne powinno w jakiś ciekawy sposób uzupełniać o tym wiedzę i zachęcać do jej bardziej szczegółowego poznania. Niestety, nie robi tego. Jest to typowe muzeum dla hardcorowców (szczególnie starożytności). Przeciętny turysta zanudzi się przy oglądaniu setek rzeźb i gablot z tysiącami waz. Kunszt kunsztem, ale trzeba umieć to jeszcze jakoś sprzedać.
Starożytna Grecja nigdy mnie nie jakoś specjalnie nie interesowała. Podobnie jak starożytny Rzym. Po wizycie we Włoszech trochę mi się w tym temacie odmieniło i nie ukrywam, że na to samo liczyłem lecąc do Aten. Stało się coś zupełnie odmiennego. Bardziej zainteresowałem się współczesną Grecją, która w stolicy bardzo mocno zatarła ślady starożytności. Oczywiście one tu są, ale ich bycie sprowadza się do takiej mniej więcej roli informacyjnej: tak, tu był wielki starożytny świat, ale to już przeszłość, a te fragmenty ruin mają o tym w jakimś mikro zakresie przypominać - chcesz wiedzieć więcej, to sobie o tym poczytaj, albo poszukaj tego gdzieś indziej poza Atenami. I to nie jest złe. Dzięki temu bardziej możemy się skupić na współczesnym obrazie greckiej stolicy. A ten jest brzydki, brudny, zaśmiecony, nijaki architektonicznie i momentami bardzo smutny. Ale jednocześnie jest tu jakaś magia, która nie pozwala o sobie zapomnieć i sprawia, że chce się tutaj wrócić. Taki irracjonalny klimat odpychający i przyciągający zarazem. Najczęściej tworzą go ludzie, ale to jest stolica, która przyciąga wszystkich - z okolic dalekich i bliskich. Podczas tego krótkiego wyjazdu raczej doświadczyliśmy pozytywnej energii bijącej od mieszkańców tego miasta. Może to jest ta magia? Na pewno nie jest to miejsce dla każdego, lecz chyba każdy powinien sam sobie wyrobić zdanie na ten temat raz w życiu tutaj przyjeżdżając. Podsumowując, ja osobiście szybciej wrócę do Grecji, niż do Włoch.